Jakiś czas temu, jadąc przez jedno z sennych miasteczek Górnego Śląska, naliczyłem dość sporą liczbę punków bukmacherskich.
Zdziwiło mnie to trochę, że w dobie wszechobecnej dostępności do Internetu naziemne buki są w stanie w ogóle istnieć i jeszcze między sobą konkurować.
Nie bez przyczyny wspominam o naziemnych punktach bukmacherskich. Ostatnio sam miałem okazje do nich wstąpić.
Zaczęło się od tego, że w sobotnie południe, kiedy nie miałem już niczego ważnego do zrobienia wyszedłem ze znajomymi do baru. Na miejscu spotkałem dawnego kumpla ze szkoły i jakoś temat rozmowy ześlizgnął się nam na hazard. Kolega, odkąd pamiętam był bardzo dobry z matmy. Przedmioty ścisłe nigdy nie stanowiły dla niego problemu. Na dodatek miał bardzo bogatych rodziców, był wręcz ich oczkiem w głowie, więc koleżka posiadał zawsze grubą nadwyżkę finansową w portfelu.
Połączenie tejże nadwyżki, matematycznego umysłu i skłonności do ryzyka sprawiły, że od najmłodszych lat próbował wyciągnąć pieniądze od bukmacherów lub kolegów przy pokerowym stole. Tym razem nie próbował mnie ograć w karty, za to podzielił się ze mną weekendowymi typami z niemieckiej ligi koszykówki. Krótko opisał mi metodę, której używał do wyliczania linii punktowych w tych spotkaniach i choć niewiele z niej zrozumiałem, to postanowiłem mu zaufać i postawić na jego typy.
Obstawiasz? Idzie Ci dobrze, ale chciałbyś zarobić jeszcze więcej? Świetnie! Przygotowaliśmy dla Ciebie listę najlepszych promocji bukmacherskich, sprawdź i zgarnij darmową kasę… [czytaj dalej…]
Z racji tego, że obstawiam mecze bardzo rzadko nie posiadałem żadnych środków finansowych u internetowego buka. Dokonałem szybkich rachunków w głowie i ustaliłem za jaką kwotę chce zagrać. Nie miałem przy sobie wiele gotówki, więc poprosiłem znajomych o zrzutkę na mój szczytny cel jednocześnie, obiecując zwrot pieniędzy następnego dnia.
Wesołym i pełnym nadziei krokiem wyszedłem z baru i ruszyłem w stronę najbliższego punktu przyjmowania zakładów sportowych. Aby uniknąć zbędnej „reklamy” nazwę ten punkt X. Kiedy doczłapałem (miałem trochę pod górkę) do buka X poczułem mały głód. Wszedłem do środka i momentalnie odechciało mi się jeść.
Była to buda dwa na dwa metry. W środku, ku mojemu zdziwienia panował spory tłum a w powietrzu unosił się taki odór, że siekierę można by zawiesić. Wrażenia estetyczne odłożę na bok, nie przyszedłem się tu relaksować tylko obstawić kilka meczy. Na tablicy wywieszona była dzisiejsza oferta. Szanse na dopchanie się do niej i znalezienie numerów moich zdarzeń są niewielkie chyba, że poczekam aż najbardziej krótkowzroczni panowie odejdą od oferty. Na szczęście zawsze gdzieś znajdzie się „luzem” wydrukowana lista zdarzeń.
Czym prędzej złapałem za stertę papierów leżących przy okienku i wyszukałem w niej wypis meczy z niemieckiej ligi koszykówki. Po dwóch minutach miałem już gotowy kupon, jednak nie wiedziałem jak go wypełnić, żeby zgodnie z zaleceniami kumpla zagrać go systemem 4z6. Podszedłem do dwuosobowej kolejki i czekałem na swoją kolej postawienia zakładów. Facet przed mną przebierał nogami jakby zaraz miał się posikać i mruczał coś do siebie, widać było, że jest czym najwyraźniej podenerwowany. Kiedy zerknąłem mu przez ramie, zrozumiałem co go tak wkurzyło.
Gość, który akurat był przy kasie puszczał taśmowe kupony (po kilkanaście zdarzeń na kupon) za parę złotych i sądząc po minie kasjerki, musiało być tego sporo. Igłowa drukarka wydawała z siebie pomruki jakby zaraz miała zakończyć żywota, a facet dopiero się rozgrzewał z puszczaniem zakładów. Nałogowiec przede mną również trzymał kartkę z dosyć spora liczbą spotkań. Szlag mnie trafił z miejsca, gdy pomyślałem ile jeszcze będę musiał czekać, więc postanowiłem udać się do kolejnej jaskini zakładów sportowych, która znajdowała się jakieś 100 metrów dalej.
Tym razem trafiłem do dużo większego pomieszczenia i co lepsze – zupełnie pustego. Za ladą siedziała jakaś pstrokata kokietka w mocno przejrzałym już wieku. Na mój widok zatrzepotała rzęsami i powiedziała „dzień dobry”. Bez problemu znalazłem ofertę i już po chwili miałem spisane numery moich sześciu spotkań. I dopiero teraz musiałem się rozczarować bo była diva z „Moulin Rouge” nie miała pojęcia co to jest system 4z6 i jak wypełnić ten cholerny kupon, żeby komputer mi to automatycznie rozpisał.
Zacząłem się gotować w środku, bo przecież nie będę ręcznie wypisywał tylu kuponów. Nie dość, że oderwałem się od barowego stołka to jeszcze zgłodniałem jak wilk. Paniusia zaczęła się trząść z nerwów i tłumaczyć, że jej nikt nie szkolił tylko od razu posadził w punkcie i z grubsza pokazał jak obsłużyć komputerowy program do przyjmowania zakładów. Zacząłem przeglądać ulotki w nadziei, że na którejś jest instrukcja wypisywania systemowych zakładów. Pech chciał, że nie znalazłem niczego takiego. Ręce mi opadły, nie chciało mi się wracać do poprzedniego punktu więc postanowiłem, że rozpiszę sobie te mecze na trzy bloki po dwa spotkania na każdym i zrobię z tego system 2z3. Rozpisałem ręcznie trzy kupony, zapłaciłem i wyszedłem bez słowa. Wróciłem do znajomych oraz alkoholu i starałem się już zapomnieć o tych traumatycznych przeżyciach.
Następnego dnia rano sprawdziłem sobie wyniki. Trafiłem cztery spotkania, jednak dwa błędy były na dwóch różnych blokach i moja wizja spędzenia kolejnego wieczoru przy dobrym alkoholu i suto zastawionym stole rozpłynęła się jak chmurka na niebie. Niech to szlag trafi! Gdyby ta małpa wiedziała jak wypełnić kupon to miałbym co oddać znajomym i jeszcze by mi zostało.
Niestety, musze się z taką sytuacją pogodzić, spiąć pasa i oddać przegrany szmal. Jednak związku z tym co się stało, zacząłem się zastanawiać nad przyszłością naziemnych buków w Polsce. Kursy mają niskie, podatkiem graczy tez nie rozpieszczają, obsługę często nieprofesjonalną (bo jak tu zatrudnić kogoś na dłużej za najmniejsza krajową płacę?).
Patrząc na to z szerszej perspektywy, to wydaje mi się, że wraz z odejściem starszego pokolenia graczy – które ma awersje do komputerów lub brak zaufania do instytucji znajdujących się wyłącznie w Internecie – naziemne buki zaświecą pustkami. Młodzi od najmłodszych lat wychowują się w skomputeryzowanym świecie, więc nie będą mieć problemów z obejściem wszelkich barier, nawet jeśli będą to bariery prawne. W necie oferta jest dużo szersza, firmy mają masę apetycznych bonusów, kursy są bardzo konkurencyjne, nie trzeba wychodzić z domu.
Wszelkie problemy z bukmacherem można rozwiązać za pomocą live chatów lub drogą mailową. Póki co jedynym mankamentem internetowych buków jest szybkość wpłat i wypłat, a w tym prędko naziemnych nie przegonią, ale jeśli tylko uda się ten czas skrócić do minimalnej wartości to będzie to przełomowy krok w tym biznesie, a jednocześnie gwoźdź do trumny dla naziemnych firm. Bo czas wpłat i wypłat to ostanie pole na którym naziemni mogą walczyć, na wszystkich innych frontach są już bez szans chyba, że rząd zmieniłby swoją politykę w kwestii bukmacherów o 180 stopni.
gdzie obstawiać mecze, jak obstawiać mecze, najlepsze bonusy bukmacherskie, niemiecka liga, obstawiamy mecze, obstawianie meczów, promocje bukmacherskie
Spodobał Ci się ten artykuł? Oceń go i zostaw komentarz lub ocenę ze swojej strony.
1 Komentarz wpisu "Naziemni bukmacherzy przechodzą do historii"
Celticus, środa, 1 sie 2012 15:38
W Irlandii PaddyPower rozwiązał kwestie w banalny sposób. Pomijam fakt, że mogę w każdej chwili wplacić na konto internetowe środki „w okienku”, ale mam również kartę z paskiem magnetycznym i w każdej chwili mogę środki z konta internetowego wypłacić, po uprzednim kontakcie telefonicznym z biurem obsługi, bez oczekiwania na łaskawy przelew na konto. Minusem są również stosunkowo niskie kursy, ale skoro są chętni, to bukmacherowi nie ograniczanie zarobków.