To nie był zwyczajny sobotni pokerowy wieczór. Na pierwszy rzut oka takim się wydawał, jednak nie był jak dziesiątki poprzednich i już nigdy nie będzie.
Zabrakło przy stole nie tylko jednego gracza, ale i kumpla, który był duszą towarzystwa i niezależnie od tego jaki los mu sprzyjał w kartach, zawsze zachowywał pogodną twarz.
Nie zabrała go śmierć, nie rozchorował się na raka, ani nie złapał wirusa HIV, stało się coś znacznie gorszego, został porwany do krainy żonatych i cywilizowanych mężczyzn.
Spis treści
Skończyły się całonocne sesje w pokera, libacje alkoholowe i spontaniczne wypady dokądkolwiek. Ktoś mógłby mi zarzucić egoizm, że niby powinienem się cieszyć szczęściem kumpla – owszem cieszę się bardzo – tylko nie do końca jestem pewien, czy on do końca jest świadom swojej sytuacji.
W zasadzie bycie mężem nie oznacza końca wszystkiego, oznacza jedynie koniec wszystkiego na co małżonka nie będzie się w stanie zgodzić. Tak więc, jeśli chcemy wyciągnąć kumpla na całą noc hazardowego szaleństwa to po pierwsze, najpierw musi on skonsultować się z żona, czy może nam poświęcić swój czas. Po drugie żona musi zatwierdzić, czy aby na pewno stać go na przegraną w karty i czy te pieniądze nie mogłyby być spożytkowane w inny sposób (co jest oczywistym, że każda kobieta znajdzie od razu 100 lepszych sposobów, żeby wydać ten szmal).
Może sytuacja, którą opisuje jest trochę marginalna, może gość wydaje się być pantoflem, ale jedno jest pewne – matki natury nikt nie oszuka. Jeśli się konkretnie zakochał to nic nie wskóramy, choćbyśmy stali pod jego domem, ubrani w wielkie sombrera i śpiewali meksykańskie serenady.
Nie spisuję gościa na straty, oczarowanie minie, a hormony dadzą mu spokój po kilku latach małżeństwa. Małżonka również ochłonie, i nie będzie tak zaborcza (miejmy nadzieję). Gorzej jeśli po czasie pojawia się dzieci. Wtedy data spodziewanego powrotu w szeregi zdegenerowanych hazardzistów i pijaków wypadnie za jakieś 16-20 lat.
Większość wieczoru spędziliśmy bez większych uniesień przy pokerowym stole. W zasadzie to wszystkim odechciało się trochę grać, każdy gdzieś tam błądził myślami. W takich chwilach pojawiają się refleksje na temat zakładania rodziny i tym podobnych sprawach. Atmosfera przy stole uginała się pod ciężarem myśli w stylu: „czy ja też kiedyś taki będę?”, „ czy założenie rodziny wyjdzie nam na dobre? A co z wolnością? Co z przygodami?”, „ a co będzie jeśli nie znajdę nikogo odpowiedniego?”, „a co jeśli pewnego dnia przegram pieniądze na szkołę dla córki lub syna?”.
Na pewno nie jeden gracz zadawał sobie podobne pytania i nie jeden nie znalazł na nie odpowiedzi. My spróbowaliśmy sobie przeanalizować tą sytuację. Braliśmy pod uwagę tylko takie związki, w których oboje małżonków ma ten sam status materialny. Nie ma sensu brać pod lupę par, w których to mężczyzna jest panem i władcą z grubym portfelem, bo wtedy jest wszystko oczywiste, ona jest zazwyczaj tylko dodatkiem, czymś co uprzyjemnia żywot. Albo w przypadku kiedy kobieta śpi na forsie a on jest jej „prezentem”.
Przede wszystkim, nie możemy wtedy ryzykować pieniędzmi w takim stopniu, jak wtedy kiedy nie jesteśmy w bliskim związku. Musimy się liczyć z potrzebami drugiej połówki, z jej ambicjami i oczekiwaniami. Może nie jest to w stu procentach zdrowy układ, jednak ze świecą można szukać tak wyrozumiałych kobiet, które na wieść o przegranej wypłacie wzruszą tylko ramionami i skwitują to jednym zdaniem: „od dziś śpisz na wersalce”.
Wspólne opłaty, kredyty, konta oszczędnościowe, świnka skarbonka, te wszystkie rzeczy sprawiają, że „wolnej” gotówki zostaje nam coraz mniej. Dodatkowo pojawia się w naszym życiu coś takiego jak „plany na przyszłość”… cokolwiek to oznacza, nie jest to dobre dla luźnego stylu życia i pozbawia nas możliwości beztroskiego stawiania pieniędzy przy zielonym stole.
Dla niektórych dam hazardowe wypady kojarzą się również z pijaństwem i wypadami na „dziewczynki”, dlatego nawet w przypadku posiadania przez męża sporego zapasu gotówki, nie patrzą na to przychylnym okiem.
Na szczęście posiadanie zony to nie tylko minusy dla pokerowego gracza. Bo dobra ślubna to skarb, o czym wiadomo nie od dziś. Jeśli w małżeństwie istnieje coś takiego jak wzajemne zaufanie i wsparcie to taki pokerzysta tylko zyskuje.
Najgorszym momentem dla każdego zawodowca jest „tilt”, to właśnie wtedy oddajemy 80% naszych zarobków, gdyż nie możemy się powstrzymać przed podejmowaniem złych decyzji. W takiej chwili nie ma nic lepszego niż wsparcie osoby, która jest w stanie to zrozumieć a na dodatek ma dar uspokajania naszych nerwów (bo kto będzie się żenił z kobietą, która działa mu na nerwy w negatywnym znaczeniu?).
Wystarczy zdanie: „kochanie, właśnie wtopiłem czwartego buy-ina”, i już za naszymi plecami pojawia się ktoś kto rozmasuje zesztywniały kark i doda otuchy. Taki obrazek może jest zbyt kolorowy, ale jeśli się odpowiednio zadba o zdrowe relacje, to wcale nie wydaje się być niemożliwy.
Posiadanie dobrej żony wiąże się również z regularnym seksem, ciepłymi domowymi obiadkami (na pewno są dużo lepsze niż to restauracyjne jedzenie, które Bóg jeden wie jak i przez kogo jest przygotowywane).
Człowiek zatem chodzi najedzony, mniej agresywny, rozładowany z wszelkich napięć, wręcz wymarzona aura do zaliczenia udanej pokerowej sesji. W zasadzie mając jakiś cel w życiu lepiej się gra w pokera, można się skupić na jednym , a nie roztrząsać tysiące błahych problemów w głowie.
I tak naprawdę zależą one jedynie od tego jakimi ludźmi jesteśmy i jakie związki tworzymy. Dla jednych może okazać się to życiowym spełnieniem, a dla innych życiową tragedią. Nie można wrzucać wszystkich do jednego worka, a każdy potrafi chyba sam określić co będzie mu służyć , a co nie. Ten motyw jest również poruszony w filmie „Pokerzysta”, w którym główny bohater przez hazard zaniedbuje rodzinę. Warto obejrzeć tą produkcję i na przyszłość wyciągnąć z niej jakąś naukę.
gra w pokera, jak grać w pokera, pokerzyści, pokerzysta
Spodobał Ci się zostaw komentarz lub ocenę ze swojej strony.